Dzień jak wiadomo ma 24 h, dla mnie to niestety ostatnio za mało. Przydałoby się jeszcze z 6 żeby ze wszystkim zdążyć. Niestety to niemożliwe, więc efektem są zaniedbania na blogu, i ogólny bałagan w domu. Powód prosty - dzieciaki mi się pochorowały, każde na co innego. Mam więc wybuchową mieszankę uczulenia na niewiadomoco, plus przeziębienie z zaropiałymi oczkami, plus przeziębienie z zaropiałymi oczkami i bólami i antybiotykiem, plus marudus pospolitus poszczepionkus.... no i moja druga połowa też padła pod naporem infekcji, normalnie koniec świata. Uciekam w szydełko wieczorami i podczas drzemek pacjentów. Zagłębiam się w patchworkowe cuda i wyciągnęłam swoja maszynę do szycia. Na początek majstruję torbę...baaardzo pakowna torbę.
A jakby na pocieszenie moja Nerine zakwitła na krótkie dwa dni. Ale jej zapach wciąż się unosi.
Zdrówka Wam życzę a Tobie morza cierpliwości!! Przepiękny kwiat, pierwszy raz taki widzę :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!!
Oj współczuję, ale oby się wszystko szybko wychorowało i wróciło do normy. U mnie też dzieciaki lubią łapać to przeziębienie z zaropiałymi oczkami :(
OdpowiedzUsuńKwiatek widzę pierwszy raz i jest naprawdę śliczny, tylko zapachu sobie wyobrazić nie mogę;)
Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia!!!